Znajdowała się w swoim skromnym pokoju. Białe ściany, jedna szafa na książki, a druga na ubrania. Miejsce do spania było podsunięte pod sam parapet. Właśnie tak wyglądał pokój Mii. Leżała na
niewygodnym, jednoosobowym łóżku. Po raz kolejny próbowała zmusić się do spania,
jednak nie potrafiła. Natarczywe myśli nie chciały odejść, a ona była zmuszona
patrzeć na biały sufit. Mieszkanie wypełniała cisza, której nie znosiła. Jej
życie nie było kolorowe, gdyż nigdy nie miała osoby, której mogłaby się
wyżalić. Zawsze rozmawiała o problemach z mamą, jednak kiedy ją straciła
wszystko uległo tragicznej zmianie. Teraz Mia była całkowicie sama, a każdy
nowy dzień zachęcał ją do odebrania sobie życia. Codziennie plączą się w jej
głowie myśli samobójcze, których brunetka nie może się pozbyć. Jednak jest coś,
co przytrzymuje ją przy tym szarym świecie. Ona tego nie wie, to „coś” tego nie
wie, nikt tego nie wie...
Nagle do uszu dobiegł ją natarczywy dźwięk. Niechętnie wyciągnęła rękę, aby wyłączyć budzik, który nakazywał jej wstać. Była do tego zmuszona, jak każdego poranka. Nie mogła sobie pozwolić na dzień wolny. To całkowicie by ją zniszczyło, gdyż najprawdopodoniej została by bez pieniędzy, jedzenia. Dziewczyna niechętnie osunęła się z twardego miejsca do spania, stając na obolałych nogach. Wolnym krokiem ruszyła przed siebie, dążąc do małej łazienki. Tam rozebrała się do naga, po czym stanęła przed lustrem i zaczęła przyglądać się swojemu ciału. Była chuda. Za chuda. Było to niewskazane do jej wzrostu, jednak co mogła zrobić, jeśli w ciągu dnia mogła liczyć na kilka kromek chleba? Nie mogła zadowolić się normalnym obiadem, jak miliony innych osób na świecie. Musiała liczyć na Boga, który ze spokojem w oczach, spoglądał na nią z góry.
-Czy on w ogóle wysłuchuje naszych próśb? – Mia powiedziała do siebie i dopiero po chwili przypomniało jej się, iż mówi sama do siebie. Odkręciła kurek z gorącą wodą, a następnie weszła pod prysznic. Obmywała swoje ciało, odczuwając dzięki temu lekkie ukojenie. Wychodząc z kabiny wycierała się zielonym, aksamitnym ręcznikiem.
Na suche ciało włożyła dżinsowe rurki i zwykłą, czarną koszulkę, natomiast na nogi włożyła poniszczone już trampki. Rozczesała włosy, wiążąc je potem w wysokiego koka. Kiedy wyszła z łazienki, udała się do kuchni, która była połączona z małym salonem. Spojrzała na pomieszczenie, które jak zwykle było posprzątane. Ale tak właściwie co ona miała do sprzątania? Jej pokój, kuchnię z salonikiem oraz łazienkę. Nic więcej, poza tym i tak większość dnia spędzała w parku na sprzedawaniu swoich obrazów. Wyjęła z lodówki masło i ostatnie plasterki wędliny. Posmarowała nim dwie połówki bułki, po czym nałożyła wcześniej wyjętą szynkę. Ułożyła na talerzu swoje śniadanie, po czym poszła do salonu, gdzie usiadła na drewnianym krzesełku. Konsumowała swój posiłek w spokoju, popijając zimną wodą. Skończywszy jedzenie, nastolatka pozmywała po sobie naczynia, po czym udała się ponownie do swojej sypialni. Do pokrowca schowała suche już obrazy. Wyszła z mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie zamki, po czym ruszyła przed siebie kierując się w stronę Hyde Parku. Szła w przytłaczającej ciszy, przyglądając się uśmiechniętym ludziom. Patrząc na uśmiechy nieznajomych jej osób sama stawała się szczęśliwsza. Jednak czuła też pewne ukłucie w sercu, które wzbudzało w niej nieprzyjemne uczucie samotności.
Doszła do tego samego miejsca co zawsze. To właśnie tutaj lubiła rozłożyć swoje małe, przenośne krzesełko oraz stoliczek, na którym kładła arcydzieła, gdyż w tym miejscu mogła spokojnie spoglądać przed siebie i tonąć we własnych myślach, a wtedy czas leciał jej szybciej.
Londyn to jedno z najpiękniejszych miast, o których miała większe pojęcie. To tutaj ludzie spełniali swoje marzenia i nabierali chęci do wszystkiego. To miasto było magiczne. Każdy mógł siebie tutaj doskonale wyrazić i po prostu czuł się sobą. Niektórzy pracowali w najnormalniejszych pracach, inni byli światowymi biznesmenami. Byli także tacy, którzy ratowali życie innym, ale mieszkali tutaj również ludzie, którzy musieli na siebie zarabiać poprzez taniec uliczny, granie czy śpiewanie pod różnymi dziwnymi miejscami lub sprzedawali własne obrazy by móc przeżyć – to osoby takie jak Mia. Dzieli ich tylko jedno-oni mieli chęci do dalszego życia, której Mii już powoli zaczynało brakować.
Znajdowała się w swoim mieszkaniu, siedząc na kanapie w salonie. W trzęsącej się ręce trzymała pilota od telewizora i ostrożnie przeskakiwała z jednego kanału na drugi. Nie mogła się zdecydować na żaden z mijających programów. Czuła jak głowa pulsowała jej z ogromną siłą i myślała tylko o jednym - aby przetrwać. Dawka tego świństwa to dla niej lekarstwo.
Lekarstwo na przetrwanie kolejnego dnia. By mogła normalnie funkcjonować musiała zażyć choć małą dawkę narkotyku. Była cholernie uzależniona i miała nadzieję, że to jej pomaga, jednak to ją niszczyło od środka. Annabel doskonale pamiętała tamten dzień, podczas którego wszystko się zaczęło. Wtedy to miało być tylko w formie zabawy, ciekawości tego, jak to jest. Nawet nie było mowy o uzależnieniu. A teraz? Teraz dziewczyna myśli, że to ją ratuje od upadku w dół. Momentalnie wyłączyła grający telewizor, energicznym ruchem wstając z siedzenia, po czym udała się do przedpokoju. Założyła tam czarne trampki i opuściła swoje mieszkanie, zamykając drzwi na wszystkie zamki. W tej chwili Ann chciała oderwać się od swojej rzeczywistości. Zapomnieć o bólu i przenieść się do lepszego dla niej świata. Szła przeróżnymi ulicami Londynu, mijając wielu ludzi. Przyglądała się ich uśmiechniętym twarzom, szeroko otwartym oczom - widziała w nich chęci do spędzania kolejnych szczęśliwych lat na swojej drodze. Po upływie kilkunastu minut blondynka doszła do domu swojego chłopaka. Nazywał się John-John Rivera i był dla niej wszystkim, nadzieją na lepszych kilka godzin. Tylko co ona miała z tego, a co miał on? Bo przecież miłość była ślepa…
-Witaj kochanie - powiedział, kiedy otworzył swoje drewniane, frontowe drzwi. Objął ją ramieniem i zaprowadził do swojego pokoju. Włączył radio, z którego wypłynęły pierwsze nuty jakiejś piosenki. Annabel usiadła na jego łóżku, natomiast mężczyzna zaczął szukać czegoś w szafce nocnej. Gdy znalazł to,
czego pragnął z trumfem podniósł prześwitujący woreczek do góry. Rozłożył białe kreski na stoliku, które od razu wciągnął. Ręką dał znać swojej dziewczynie, iż teraz jest jej kolej. Ucieszyła się, gdy zobaczyła biały proszek. Wiedziała, że jeśli to zrobi znowu poczuje się lepiej. Na myśl o tamtym świecie momentalnie się uśmiechnęła. Podeszła do szklanego stolika i bez żadnego wahania wciągnęła jedną kreską, a następnie zrobiła to samo przez drugą dziurkę w nosi. Poczuła już dreszcze, jej ciało robiło się coraz bardziej lekkie, a jej źrenice momentalnie powiększyły się. Była w bagnie. Spoczywała na samym dnie, ale co z tego jeśli ona widziała siebie na tęczy i rozkwitała energią? Ale to tylko w tej chwili, za parę godzin wszystko miało ulec zmianie. To taka karuzela, która się kręci, a po jakimś czasie zaczyna wszystko od nowa. Narkoman bez pomocy najbliższych z uzależnienia nie wyjdzie, gdyż on prócz tego pasożyta nie widzi niczego innego.
Nastolatka uśmiechnęła się szeroko, gdyż poczuła przypływ euforii. Ukazała rząd swoich śnieżnobiałych zębów, ponieważ w końcu mogła oderwać się od przytłaczających ją spraw i spokojnie o tym zapomnieć. Opadła lekko na łóżku i rozkoszowała się ulgą, panującą w jej organizmie. Krew pulsowała jej w żyłach i właśnie to spowodowało, iż w końcu czuła się sobą. Lubiła to uczucie, gdyż właśnie wtedy świat przybierał kolorowe barwy.
-To jest nasze życie, nasza rzeczywistość-szepnął jej do ucha John, powodując ciarki, przechodzące przez jej ciało.
-Masz rację-rzekła, ponownie spoglądając na swojego ukochanego. Położyła głowę na jego torsie i czuła jak jej ciało roznosi fala gorącej morfiny, a w tym momencie go zapragnęła. Jego ciało było gorące, a źrenice dwa razy większe. Annabel zbliżyła swoją twarz do twarzy John’a. Ich usta powoli złączyły się w pocałunku i zaczęły ze sobą idealnie współgrać. Podobno do siebie pasowali, a sporo ich znajomych zazdrościło uczucia, panującego między tą dwójką. Jednak czy oni czuli to samo względem siebie?
Wielu ludzi tak naprawdę nie doceniają tego co mają. Płaczą, przeklinają, krytykują to, co ich otacza. Jednak czy ci ludzie mają ku temu powody? Po co marudzić jeśli nie dostaje się jakiejś rzeczy? Przecież oni mają normalny dom, kochającą rodzinę, a przede wszystkim pieniądze, aby mieć z czego przeżyć…
To są ludzie... Myślą tylko o sobie, swoich problemach i nie widzą zła, które otacza najbardziej potrzebujących. Oto ona! Osoba, która praktycznie nie różni się od innych. Chodzi, porusza się, ale nikt nie wie tego, że z każdym dniem martwi się o nowy poranek. Że musi sprzedawać własne obrazy, aby przetrwać kolejny tydzień…
I to właśnie ją niszczy. Odbiera jej szczęście, zabiera tlen z płuc. Nikt o tym nie wie, gdyż nikogo nie zna. Nikt się nie dowie, bo nie ma komu tego wyznać…
Są momenty, w których przez jej umysł przechodzi tysiąc myśli na raz. Nie są to pozytywne rozmyślenia. Ona czasem ma pragnienie odejścia z tego świata, zapomnienia o tych wszystkich przykrych rzeczach, ale nie potrafi. Coś ją tu trzyma, a ona nie umie dowiedzieć się co. I może to jest jej problem? Może ona potrzebuje mieć kogoś przy sobie…
Wielu ludzi nosi w sobie coś dziwnego, nieznajomego. Może to jest pewna tajemnica? A może to potwór, który grasuje w ich organizmie i nie chce ich od tego uwolnić? Ale od czego uwolnić? Od wolności czy od zła, która w niektórych tak bardzo drży…
Choroba wstrętna i bezradna. Choroba, która wysysa życie z wielu tysięcy ludzi, za każdym razem coraz bardziej ich boli. Ona pożera ich od środka. Oto ona! Osoba, która nie różni się od innych. Chodzi, porusza się i nikt nie wie, że ma w sobie straszliwego pasożyta, który z każdym dniem, godziną, minutą spędzoną tutaj, po prostu ją uśmierca…
Boleść stu zębna, która żyje tutaj, w krwi nieszczęśnika i go zabija. Nikt tego nie wie, nikt się nie dowie. A może to właśnie jest ten błąd? Ona sama już nie zna odpowiedzi na niektóre pytania i nikt nie zna…
Od czasu do czasu niezrozumiałe drżenie ciała przechodzi przez nią. Mózg przestaje myśleć i tylko szaleje, szaleje. Niby to nic, a niby wiele znaczy. Jest to rzecz straszliwa. Oddech nieznanej bestii, który bez niczyjej pomocy sam nie zniknie. Pytanie jest jedno: Czy ona chce tej pomocy?
To, że nie ma pieniędzy na przetrwanie najzwyczajniej ją niszczy…
To, że bez narkotyku nie umie normalnie funkcjonować ją niszczy…
To, że obie nie mają od nikogo wsparcia je niszczy…
To, że obie nie potrafią poradzić sobie z problemami je niszczy…
Ale co będzie, gdy nie znajdą rozsądnego rozwiązania? Może w końcu coś się zmieni? Może Bóg ma dla nich plan? Tylko trzeba uważać, gdyż życie jest tylko jedno…
No to mamy 1 rozdział. Jak wam się podoba? Wyrażajcie szczere opinie :) Zachęcamy do odwiedzenia górnych zakładek, gdzie możecie dowiedzieć się czegoś o bohaterach i fabule bloga. Również jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o nas, to zajrzyjcie do zakładki pt. "Autorki".Pozdrawiamy :) - Annabel i Mia ♥
Nagle do uszu dobiegł ją natarczywy dźwięk. Niechętnie wyciągnęła rękę, aby wyłączyć budzik, który nakazywał jej wstać. Była do tego zmuszona, jak każdego poranka. Nie mogła sobie pozwolić na dzień wolny. To całkowicie by ją zniszczyło, gdyż najprawdopodoniej została by bez pieniędzy, jedzenia. Dziewczyna niechętnie osunęła się z twardego miejsca do spania, stając na obolałych nogach. Wolnym krokiem ruszyła przed siebie, dążąc do małej łazienki. Tam rozebrała się do naga, po czym stanęła przed lustrem i zaczęła przyglądać się swojemu ciału. Była chuda. Za chuda. Było to niewskazane do jej wzrostu, jednak co mogła zrobić, jeśli w ciągu dnia mogła liczyć na kilka kromek chleba? Nie mogła zadowolić się normalnym obiadem, jak miliony innych osób na świecie. Musiała liczyć na Boga, który ze spokojem w oczach, spoglądał na nią z góry.
-Czy on w ogóle wysłuchuje naszych próśb? – Mia powiedziała do siebie i dopiero po chwili przypomniało jej się, iż mówi sama do siebie. Odkręciła kurek z gorącą wodą, a następnie weszła pod prysznic. Obmywała swoje ciało, odczuwając dzięki temu lekkie ukojenie. Wychodząc z kabiny wycierała się zielonym, aksamitnym ręcznikiem.
Na suche ciało włożyła dżinsowe rurki i zwykłą, czarną koszulkę, natomiast na nogi włożyła poniszczone już trampki. Rozczesała włosy, wiążąc je potem w wysokiego koka. Kiedy wyszła z łazienki, udała się do kuchni, która była połączona z małym salonem. Spojrzała na pomieszczenie, które jak zwykle było posprzątane. Ale tak właściwie co ona miała do sprzątania? Jej pokój, kuchnię z salonikiem oraz łazienkę. Nic więcej, poza tym i tak większość dnia spędzała w parku na sprzedawaniu swoich obrazów. Wyjęła z lodówki masło i ostatnie plasterki wędliny. Posmarowała nim dwie połówki bułki, po czym nałożyła wcześniej wyjętą szynkę. Ułożyła na talerzu swoje śniadanie, po czym poszła do salonu, gdzie usiadła na drewnianym krzesełku. Konsumowała swój posiłek w spokoju, popijając zimną wodą. Skończywszy jedzenie, nastolatka pozmywała po sobie naczynia, po czym udała się ponownie do swojej sypialni. Do pokrowca schowała suche już obrazy. Wyszła z mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie zamki, po czym ruszyła przed siebie kierując się w stronę Hyde Parku. Szła w przytłaczającej ciszy, przyglądając się uśmiechniętym ludziom. Patrząc na uśmiechy nieznajomych jej osób sama stawała się szczęśliwsza. Jednak czuła też pewne ukłucie w sercu, które wzbudzało w niej nieprzyjemne uczucie samotności.
Doszła do tego samego miejsca co zawsze. To właśnie tutaj lubiła rozłożyć swoje małe, przenośne krzesełko oraz stoliczek, na którym kładła arcydzieła, gdyż w tym miejscu mogła spokojnie spoglądać przed siebie i tonąć we własnych myślach, a wtedy czas leciał jej szybciej.
Londyn to jedno z najpiękniejszych miast, o których miała większe pojęcie. To tutaj ludzie spełniali swoje marzenia i nabierali chęci do wszystkiego. To miasto było magiczne. Każdy mógł siebie tutaj doskonale wyrazić i po prostu czuł się sobą. Niektórzy pracowali w najnormalniejszych pracach, inni byli światowymi biznesmenami. Byli także tacy, którzy ratowali życie innym, ale mieszkali tutaj również ludzie, którzy musieli na siebie zarabiać poprzez taniec uliczny, granie czy śpiewanie pod różnymi dziwnymi miejscami lub sprzedawali własne obrazy by móc przeżyć – to osoby takie jak Mia. Dzieli ich tylko jedno-oni mieli chęci do dalszego życia, której Mii już powoli zaczynało brakować.
Znajdowała się w swoim mieszkaniu, siedząc na kanapie w salonie. W trzęsącej się ręce trzymała pilota od telewizora i ostrożnie przeskakiwała z jednego kanału na drugi. Nie mogła się zdecydować na żaden z mijających programów. Czuła jak głowa pulsowała jej z ogromną siłą i myślała tylko o jednym - aby przetrwać. Dawka tego świństwa to dla niej lekarstwo.
Lekarstwo na przetrwanie kolejnego dnia. By mogła normalnie funkcjonować musiała zażyć choć małą dawkę narkotyku. Była cholernie uzależniona i miała nadzieję, że to jej pomaga, jednak to ją niszczyło od środka. Annabel doskonale pamiętała tamten dzień, podczas którego wszystko się zaczęło. Wtedy to miało być tylko w formie zabawy, ciekawości tego, jak to jest. Nawet nie było mowy o uzależnieniu. A teraz? Teraz dziewczyna myśli, że to ją ratuje od upadku w dół. Momentalnie wyłączyła grający telewizor, energicznym ruchem wstając z siedzenia, po czym udała się do przedpokoju. Założyła tam czarne trampki i opuściła swoje mieszkanie, zamykając drzwi na wszystkie zamki. W tej chwili Ann chciała oderwać się od swojej rzeczywistości. Zapomnieć o bólu i przenieść się do lepszego dla niej świata. Szła przeróżnymi ulicami Londynu, mijając wielu ludzi. Przyglądała się ich uśmiechniętym twarzom, szeroko otwartym oczom - widziała w nich chęci do spędzania kolejnych szczęśliwych lat na swojej drodze. Po upływie kilkunastu minut blondynka doszła do domu swojego chłopaka. Nazywał się John-John Rivera i był dla niej wszystkim, nadzieją na lepszych kilka godzin. Tylko co ona miała z tego, a co miał on? Bo przecież miłość była ślepa…
-Witaj kochanie - powiedział, kiedy otworzył swoje drewniane, frontowe drzwi. Objął ją ramieniem i zaprowadził do swojego pokoju. Włączył radio, z którego wypłynęły pierwsze nuty jakiejś piosenki. Annabel usiadła na jego łóżku, natomiast mężczyzna zaczął szukać czegoś w szafce nocnej. Gdy znalazł to,
czego pragnął z trumfem podniósł prześwitujący woreczek do góry. Rozłożył białe kreski na stoliku, które od razu wciągnął. Ręką dał znać swojej dziewczynie, iż teraz jest jej kolej. Ucieszyła się, gdy zobaczyła biały proszek. Wiedziała, że jeśli to zrobi znowu poczuje się lepiej. Na myśl o tamtym świecie momentalnie się uśmiechnęła. Podeszła do szklanego stolika i bez żadnego wahania wciągnęła jedną kreską, a następnie zrobiła to samo przez drugą dziurkę w nosi. Poczuła już dreszcze, jej ciało robiło się coraz bardziej lekkie, a jej źrenice momentalnie powiększyły się. Była w bagnie. Spoczywała na samym dnie, ale co z tego jeśli ona widziała siebie na tęczy i rozkwitała energią? Ale to tylko w tej chwili, za parę godzin wszystko miało ulec zmianie. To taka karuzela, która się kręci, a po jakimś czasie zaczyna wszystko od nowa. Narkoman bez pomocy najbliższych z uzależnienia nie wyjdzie, gdyż on prócz tego pasożyta nie widzi niczego innego.
Nastolatka uśmiechnęła się szeroko, gdyż poczuła przypływ euforii. Ukazała rząd swoich śnieżnobiałych zębów, ponieważ w końcu mogła oderwać się od przytłaczających ją spraw i spokojnie o tym zapomnieć. Opadła lekko na łóżku i rozkoszowała się ulgą, panującą w jej organizmie. Krew pulsowała jej w żyłach i właśnie to spowodowało, iż w końcu czuła się sobą. Lubiła to uczucie, gdyż właśnie wtedy świat przybierał kolorowe barwy.
-To jest nasze życie, nasza rzeczywistość-szepnął jej do ucha John, powodując ciarki, przechodzące przez jej ciało.
-Masz rację-rzekła, ponownie spoglądając na swojego ukochanego. Położyła głowę na jego torsie i czuła jak jej ciało roznosi fala gorącej morfiny, a w tym momencie go zapragnęła. Jego ciało było gorące, a źrenice dwa razy większe. Annabel zbliżyła swoją twarz do twarzy John’a. Ich usta powoli złączyły się w pocałunku i zaczęły ze sobą idealnie współgrać. Podobno do siebie pasowali, a sporo ich znajomych zazdrościło uczucia, panującego między tą dwójką. Jednak czy oni czuli to samo względem siebie?
Wielu ludzi tak naprawdę nie doceniają tego co mają. Płaczą, przeklinają, krytykują to, co ich otacza. Jednak czy ci ludzie mają ku temu powody? Po co marudzić jeśli nie dostaje się jakiejś rzeczy? Przecież oni mają normalny dom, kochającą rodzinę, a przede wszystkim pieniądze, aby mieć z czego przeżyć…
To są ludzie... Myślą tylko o sobie, swoich problemach i nie widzą zła, które otacza najbardziej potrzebujących. Oto ona! Osoba, która praktycznie nie różni się od innych. Chodzi, porusza się, ale nikt nie wie tego, że z każdym dniem martwi się o nowy poranek. Że musi sprzedawać własne obrazy, aby przetrwać kolejny tydzień…
I to właśnie ją niszczy. Odbiera jej szczęście, zabiera tlen z płuc. Nikt o tym nie wie, gdyż nikogo nie zna. Nikt się nie dowie, bo nie ma komu tego wyznać…
Są momenty, w których przez jej umysł przechodzi tysiąc myśli na raz. Nie są to pozytywne rozmyślenia. Ona czasem ma pragnienie odejścia z tego świata, zapomnienia o tych wszystkich przykrych rzeczach, ale nie potrafi. Coś ją tu trzyma, a ona nie umie dowiedzieć się co. I może to jest jej problem? Może ona potrzebuje mieć kogoś przy sobie…
Wielu ludzi nosi w sobie coś dziwnego, nieznajomego. Może to jest pewna tajemnica? A może to potwór, który grasuje w ich organizmie i nie chce ich od tego uwolnić? Ale od czego uwolnić? Od wolności czy od zła, która w niektórych tak bardzo drży…
Choroba wstrętna i bezradna. Choroba, która wysysa życie z wielu tysięcy ludzi, za każdym razem coraz bardziej ich boli. Ona pożera ich od środka. Oto ona! Osoba, która nie różni się od innych. Chodzi, porusza się i nikt nie wie, że ma w sobie straszliwego pasożyta, który z każdym dniem, godziną, minutą spędzoną tutaj, po prostu ją uśmierca…
Boleść stu zębna, która żyje tutaj, w krwi nieszczęśnika i go zabija. Nikt tego nie wie, nikt się nie dowie. A może to właśnie jest ten błąd? Ona sama już nie zna odpowiedzi na niektóre pytania i nikt nie zna…
Od czasu do czasu niezrozumiałe drżenie ciała przechodzi przez nią. Mózg przestaje myśleć i tylko szaleje, szaleje. Niby to nic, a niby wiele znaczy. Jest to rzecz straszliwa. Oddech nieznanej bestii, który bez niczyjej pomocy sam nie zniknie. Pytanie jest jedno: Czy ona chce tej pomocy?
To, że nie ma pieniędzy na przetrwanie najzwyczajniej ją niszczy…
To, że bez narkotyku nie umie normalnie funkcjonować ją niszczy…
To, że obie nie mają od nikogo wsparcia je niszczy…
To, że obie nie potrafią poradzić sobie z problemami je niszczy…
Ale co będzie, gdy nie znajdą rozsądnego rozwiązania? Może w końcu coś się zmieni? Może Bóg ma dla nich plan? Tylko trzeba uważać, gdyż życie jest tylko jedno…
No to mamy 1 rozdział. Jak wam się podoba? Wyrażajcie szczere opinie :) Zachęcamy do odwiedzenia górnych zakładek, gdzie możecie dowiedzieć się czegoś o bohaterach i fabule bloga. Również jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o nas, to zajrzyjcie do zakładki pt. "Autorki".Pozdrawiamy :) - Annabel i Mia ♥
jeju super *.* Czekam na następny rozdział<3
OdpowiedzUsuńhttp://alwaysclosetou.blogspot.com/
Wow, to jest genialne.
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że bohaterowie tego opowiadania nieźle namieszają.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :D
świetne jesteście <3 a pierwszy rozdział wprowadził mnie w refleksje na temat bohaterów :) mam nadzieje, że niedługo dodacie 2 rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper! Sam spam mnie zaciekawił, weszłam i jestem pozytywnie zaskoczona ;) Czekam na kolejny z niecierpliwością ;*
OdpowiedzUsuńSuper zaczęłyście. Widzę ze zez sobą współpracujecie. czekam na to w jaki sposób wkroczą w akcje następni bohaterowie, jestem tego bardzo ciekawa. dodawajcie szybko drugi rozdział i następne też.
OdpowiedzUsuńŁózko na zdjęciu wcale nie wygląda na niewygodne :) Ale nic... przejdę do treści, która jak zwykle mnie oczarowała. Wspominałam już, że bloga jest bardzo dobrze pisany? Zapewne tak, ale nie mogę oprzeć się pokusie, aby uczynić to raz jeszcze. ''Na suche ciało włożyła dżinsowe rurki i zwykłą, czarną koszulkę, natomiast na nogi włożyła '' na nogi mogła coś nałożyć, wówczas doszłoby do uniknięcia zbędnego powtórzenia, ale to chyba wszystko do czego mogę się przyczepić :) Cała reszta imponuje, zachwyca i zaciekawia. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Dream.
PS. Jeśli znajdziecie odrobinę czasu i trochę chęci to zapraszam Was do zapoznania się z moim blogiem: http://odcienie--magii.blogspot.com/ A nóż widelec się spodoba? :)
Hej. Zaprosiłyście mnie, więc jestem. I wiem na pewno, że zostanę tu na dłużej :)
OdpowiedzUsuńMacie świetny styl pisania, wasze przemyślenia, dają dużo do zastanowienia. Widać, że tekst płynie od serca, a nie piszecie go na siłę, sztucznie. Czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko.
Zaciekawiłyście mnie już samym prologiem, lecz ten rozdział dopełnił moją opinię co do tego, że będzie to coś intrygującego.
Problemy, niestety musimy ich doświadczać w naszym życiu. Jedni mają większe, drudzy mniejsze. Główne bohaterki należą raczej do tego drugiego grona. I jedna i druga nie ma łatwo. Ale wydaje mi się, że Annabel jest w większym bagnie. Narkotyki, to coś okropnego. Coś, co wyniszcza organizm, wyniszcza całego człowieka. Jej związek z Johnem, wydaje mi się toksyczny. On sam jest dla niej jak narkotyk i traktuje ją jak swoją własność, do której nikogo nie dopuszcza. On sam jest dla niej niebezpieczeństwem. Niszczy ją. Co do Mii, ta też nie ma za dobrze. Jest kompletnie sama. Nie ma rodziny, przyjaciół. Sama musi sobie radzić z trudnościami, które daje jej los. Chodzi prawie głodna, gdyż nie stać ją na normalne jedzenie. Żywi się głównie chlebem, to okropne. Przez to jest chuda i mniej silna. Jej organizm jest wycieńczony. A przecież ona jest młoda, potrzebuje różnych produktów żywnościowych. Nie ma pracy, próbuje zarobić sprzedając własnoręcznie namalowane obrazy. Ale przecież z tego nie da się wyżyć. Mam nadzieję, że los się do nich uśmiechnie i ich życie zmieni się na lepsze.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Czekam na więcej. Życzę duuużo weny. Ściskam, Maarit :)
Hej! Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale tak czy inaczej zapraszam na mój nowy blog www.when-i-was-your-man.blogspot.com . Po 10-miesięcznej przerwie postanowiłam powrócić i mam ogromną nadzieję, że zdecydujesz się zajrzeć i przeczytać moje nowe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Rozdział bardzo mi się podoba ^^ Nie wiem dlaczego, ale świadomość, że ktoś bierze narkotyki mnie przeraża. To, że narkotyk przeniesie nas w "świat bez problemów" nie oznacza, że będziemy szczęśliwi. To się skończy, a to świństwo może zniszczyć życie.
OdpowiedzUsuńJest mi strasznie przykro, że Mia już jako nastolatka musi chodzić o głodzie. Nie ma łatwego życia ;/
Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością i życzę weny xx
PS. Zapraszam do siebie ;)
Swietne to, piszcie Dalej Kicie ;* zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńFenomenalny rozdział ;) czytałam z wielkim zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam. xx
Hej ;3 zaprosiłyście mnie tutaj więc przybyłam i raczej już tutaj zostanę ;)
OdpowiedzUsuńMacie ciekawy styl pisania i fajnie się to czyta.
Zaciekawiłyście mnie tą historią strasznie, jestem ciekawa co się będzie działo w dalszych rozdziałach.
Przepraszam za moją super ekstra nieposkładaną wypowiedź, no ale cóż mam taki chaotyczny dzień ;)
Więc życzę weny i pozdrawiam xx
PS. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział xx
Nierealne. Zwłaszcza sprawa Mii. Jeśli nie ma ukończonego 18 roku życia jakim cudem może mieszkać sama? No tak oczywiście idealna Mary Sue straciła rodziców w niewyjaśnionych okolicznościach, została zgwałcona i poroniła. Ale żaden sierociniec się nią nie zainteresował? Jeśli ma na przykład 18 albo 19 lat czemu nie zatrudni się gdzieś? Mam tu na myśli chociażby pracę w markecie. Czemu utrzymuje się że sprzedawania własnych obrazów do których jest tak przywiązana, a nie na przykład ze stania przy kasie? Po co utrudniać sobie życie. Do tego fakt, że zmieniasz co chwilę, o kim mówisz. Łatwo się pogubić. Oczywiście oddzielasz fragmenty akapitami, ale te są potrzebne też w tekstach poświęconych jednej osobie.
OdpowiedzUsuńTon w jakim to piszesz jest bardzo podniosły. Jeśli każda notka ma się kończyć wielkimi, wzniosłymi pytaniami, trudno będzie wytrzymać. Są to rozdziały opowiadania (książki). Takie miejsce raczej w opkowej literaturze jest dla prologu. W rozdziałach ma być akcja, a nie ciągle pytania egzystencjalne.
Pozdrawiam
PS Tak, wiem, notka została wykonana osiem lat temu, pewnie nikt tego nie przeczyta.