2013/10/19

4 rozdział

 -John?–mruknęła cicho pod nosem, leniwie otwierając zaspane oczy. Chłopak patrzył na Annabel, wkładając na siebie ubrania, uraczając ją porannym uśmiechem.–Co robisz już na nogach?
-Mam spotkanie–odpowiedział, wkładając do kieszeni telefon i portfel.
-Spotkanie? Dlaczego nic nie wspominałeś?–dziewczyna delikatnie podniosła się i oparła  na łokciach, uważnie przypatrując się swojemu chłopakowi.
-Annabel, musisz wszystko wiedzieć? Ważne spotkanie, w centrum. Interesy...–odpowiedział lekko sfrustrowany ciekawością blondynki.
-Jestem twoją dziewczyną, więc chyba mam prawo wiedzieć–odezwała się z lekkim wyrzutem, przez co na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.–Coś nowego?
-Być może–odpowiedział, siadając obok niej.–Kiedy będziesz już gotowa, wymelduj się i oddaj klucz do recepcji. Jedź od razu do mieszkania, odezwę się potem–dodał, po czym złożył na jej ustach pocałunek.
-John...–zatrzymała go, kiedy podnosił się na nogi.–Zostaw mi coś. Proszę...–wyszeptała wręcz błagalnie, patrząc mu głęboko w oczy.
-Nie, Ann. Wszystko mam odliczone i mam kilku chętnych–odpowiedział pewnie, przez co wszelkie nadzieje, które pokładały się w Annabel, od razu zniknęły. Dobrze wiedziała, że dyskutowanie z John'em czasami nie wróżyło niczego dobrego.
-Jedna działka. John. Błagam.
-Annabel, powiedziałem nie–odpowiedział, lekko podnosząc ton.
-Mam wrażenie, że jednak czasami interesy innych obchodzą cię bardziej ode mnie–dziewczyna widocznie oburzona, nie zapanowała nad emocjami, które w jednej chwili zaczęły z niej uchodzić.
-Zejdź z tonu, skarbie–nachylił się nad nią, a jego oczy przybrały ciemniejszą barwę, a głos obniżył się.–Trzymaj nerwy na wodzy, bo nie lubię takiego zachowania. Czasami, kiedy się trochę pocierpi z GŁODU–zaakcentował, chwytając nadgarstek Annabel.–potem wszystko lepiej smakuje. Pamiętaj co mówiłem, jedź potem do mieszkania.              
-Puść...–syknęła.–Sprawiasz mi ból, John.
-Odezwę się, maleńka–powiedział powoli, przyciskając swoje usta do nadgarstka dziewczyny, który przed chwilą jeszcze znajdował się w jego uścisku i wyszedł z pokoju hotelowego. Nie miała siły przebicia i tego nie lubiła. Nienawidziła. Nie była w stanie mu się sprzeciwić, bo bała się co mogłoby być dalej. Rzadko kiedy puszczały jej nerwy, jednak w ostatnim czasie zdarzało się to coraz częściej. Narkotyki, jakie fundowała swojemu organizmowi z pewnością dodawały jej odwagi i przez to czasami przestała kontrolować swoje zachowanie, coraz częściej w stosunku do swojego chłopaka.
Po kilku minutach Annabel zwlekła się z łóżka i udała się do łazienki, by wziąć prysznic i wykonać poranną toaletę. Ubrała się i postanowiła wymeldować się z hotelu, bo nonsensem byłoby siedzenie w czterech ściana. Jednak co mogła robić? W środku zaczęła odczuwać głód, bardzo charakterystyczny, co nie wróżyło niczego dobrego. Zabrała swoje rzeczy i wyszła z pokoju.
-No proszę, znowu się spotykamy–Annabel wzdrygnęła się, słysząc za swoimi plecami głos, który wywołał strach, gdy w holu panowała cisza. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła przed sobą bruneta o zielonych oczach stojącego nonszelancko, którego wcześniej spotkała w klubie. Dziewczyna popatrzyła na niego i zamykając drzwi na klucz odwróciła się na pięcie, kierując się w stronę wind. Nacisnęła przycisk, a po chwili drzwi rozsunęły się.
-Popatrz, jaki zbieg okoliczności. Co tutaj robiłaś?–zapytał brunet, a uśmiech cały czas jakby nie schodził z jego ust.
-To samo co ty–odburknęła blondynka, krzyżując ręce na piersiach.
-Zawsze jesteś tak opryskliwa, Annabel?
-Jeśli jest taka potrzeba, to tak. I skąd wiesz jak się nazywam?–dziewczyna skrzywiła się, gdy usłyszała swoje imię z jego ust.
-Kiedy natknęliśmy się na siebie w klubie, to twój goryl się tak do ciebie zwracał–odpowiedział śmiało, nie spuszczając z niej wzroku.
-A ty zawsze oceniasz ludzi tak powierzchownie? Radzę ci ważyć słowa–rzuciła  lekko podniesionym głosem jednocześnie piorunując go wzrokiem.
-Znam się na ludziach. Jego zachowania nie dało się odebrać inaczej, ale jeśli cię uraziłem... Wybacz–uniósł ręce ku górze, w geście obronnym. Drzwi windy rozsunęły się, a Harry bez słowa ruszył za Annabel. Dziewczyna skonsternowana zaczęła się denerwować i nie wiedziała jak ma się zachować.
-Klucz do pokoju dwieście siedem. Wszystko zostało uregulowane wczoraj–Annabel zwróciła się do mulata stojącego w recepcji, lustrując go wzrokiem. Był tego typu mężczyzną, na którego kobieta zawsze zwróciłaby uwagę.
-Tak, wszystko się zgadza.
-W takim razie dziękuję, do widzenia–dziewczyna odpowiedziała mulatowi i ruszyła ku wyjściu, kątem oka patrząc na chłopaka, który był obok niej, odkąd wyszła z pokoju.
-Na razie, Zayn!–krzyknął brunet, który nadal nie miał zamiaru zrezygnować ze swojej obecności przy blondynce. Oni się znają.
-Posłuchaj mnie...–Annabel odwróciła się przodem do bruneta,
zastanawiając się jak ma się do niego zwrócić.
-Harry–pomógł jej, z uśmiechem na ustach.
-Tak, właśnie. Posłuchaj mnie, Harry. Czego ty ode mnie chcesz?
Bo jak na razie to jesteś jak wrzód na dupie–skrzyżowała ręce na piersiach, lekko zbulwersowana.
-Masz ten odruch kiedy się denerwujesz. Krzyżujesz ręce na piersiach i mocno zaciskasz szczękę. Zabawny widok–zaśmiał się pod nosem, robiąc to samo co Annabel. Chłopak zachowywał się zbyt beztrosko, co bardzo drażniło blondynkę.
-Posłuchaj mnie raz, a uważnie. Jeśli masz zamiar się ze mną drażnić w taki sposób, to napewno nie jest to dobry pomysł. Uprzedzam i kończę rozmowę z tobą. Do zobaczenia, nigdy.
-Zaczekaj, Annabel–chwyciwszy ją za rękę, starał się, by nie uciekła. Nie takie były jego zamiary.–Tylko sobie żartuję, przepraszam. Tak już mam–powiedział ze szczerym uśmiechem, wzruszając ramionami. Dziewczyna spojrzała na niego, po czym prychnęła pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą.–W jakim kierunku się teraz udajesz?
-Centrum.
-To może zabierzesz się ze mną? W ramach przeprosin, darmowa podwózka–powiedział Harry, wskazując głową na swoje czarne audi, stojące przed budynkiem.
-Poradzę sobie, dzięki–Annabel bąknęła pod nosem, nie dając się przekonać.
-Daj spokój, nie daj się prosić. Nie jestem seryjnym gwałcicielem, czy mordercą, spokojnie–ponownie zaśmiał się, jednak po chwili przybrał już poważniejszy ton.–Tylko podwózka, nic więcej.
-Trzymam cię za słowo–odpowiedziała blondynka z małym wahaniem w głosie, kierując się w stronę samochodu. Mimo wymiany zdań jaką się podzielili w Annabel pojawiła się iskra przyjaźni do tego chłopaka. Miał swój humor, tupet, ale mimo wszystko nie był szkodliwy, a wręcz przyjazny.
-Obiecuję–uśmiechnął się, otwierając jej drzwi. Obydwoje wsiedli do samochodu i ruszyli przed siebie. Harry włączył radio i przez krótką chwilę pomiędzy tą dwójką panowała cisza.
-Mogę cię o coś zapytać?–brunet jako pierwszy przerwał milczenie.
-Jeśli musisz...
-Wtedy w tym klubie... Te prochy, które ci wypadły. Po co ci to?
-Chyba jesteś zbyt wścibski–Annabel spojrzała na niego z  wyrzutem,
nerwowo kręcąc się w fotelu.
-Być może czasami tak, nie zaprzeczam. Ale nie wyglądasz na złą osobę, a wiesz, że to nie jest nic dobrego, przecież jesteś dorosła–mówił spokojnie, bacznie obserwując ruch uliczny.
-Jeśli masz zamiar prawić mi morały, to od razu możesz się zatrzymać.
-Tylko zapytałem...–Harry starał się uspokoić swoją towarzyszkę, która intrygowała go coraz bardziej.
-Każdy ma swoje potrzeby. Ty też napewno jakieś masz, no a ja mam swoje. Nic ci do tego–powiedziała, przebierając palcami. Chłopak wyczuwał w jej zachowaniu coraz większe zdenerwowanie i zmieszanie.
-Odstaw to, bo potem może być za późno. Potem nie będzie już odwrotu, Annabel.
-Za późno...–mruknęła cicho w taki sposób, by Harry tego nie usłyszał, jednak miał bardzo dobrze wyczulony zmysł słuchu i doskonale wiedział co powiedziała.–Dziękuję za cenne rady psychologiczne, ale możesz już skończyć. Nie wpychaj nosa tam, gdzie nie trzeba–powiedziała, wyglądając przez okno, kątem oka spoglądając na Harry'ego.
-Ale chcę. Mówiłem ci, że znam się na ludziach.
-Ale ja nie chcę i skończ, bo co chwilę doprowadzasz moje nerwy do stanu całkowitej skrajności. Tak więc... Skończ, z łaski swojej–syknęła wyraźnie zdenerwowana kolejną wymianą zdań, na co brunet lekko zaśmiał się pod nosem.–Znowu ci do śmiechu?–nie umknęło to uwadze blondynki.
-Znowu to robisz. Wybacz, ale naprawdę to zabawny widok, gdy się denerwujesz–odpowiedział, przepraszającym wzrokiem, czego Annabel postanowiła już nie komentować. Dalszą drogę przebyli w milczeniu, co było w tej chwili dobrym rozwiązaniem.
-Gdzie cię wysadzić?
-Jesteśmy już w centrum, więc mogę wysiąść nawet teraz. Zatrzymaj się–odpowiedziała Annabel.–Tak więc... Yhm... Dzięki za podwózkę. Cześć.
-Trzymaj się, Annabel. Miło było z tobą porozmawiać–rzucił loczek, uraczając ją jednym ze swoich pokazowych uśmiechów, jednak był jak najbardziej szczery. Lekko onieśmielona dziewczyna zatrzasnęła za sobą drzwi i udała się w stronę Hyde Parku. Brakowało jej czegoś. Jej organizmowi czegoś brakowało. Doskonale wiedziała czego. Usiadła na jednej z ławek, przebierając nogami. Wyciągnęła telefon usilnie próbując się dodzwonić do swojego chłopaka, który był w tej chwili jej zbawieniem. Minęła godzina, dwie, a ona krążyła bez celu odczuwając brak używki we wnętrzu jej ciała. Potrzebowała ulgi. Annabel pół dnia spędziła na snuciu się po ulicach Londynu, aż ponownie wylądowała w Hyde Parku. Była zdesperowana. Głód dawał o sobie znać, czego dziewczyna nie mogła znieść.
-John, odbierz...–jęknęła do siebie, próbując złapać kontakt ze swoim chłopakiem. Nie udało się. Dziewczyna siedząc i obserwując ludzi zaczęła śmiać się do siebie, co często zdarzało jej się w takim stanie. Naprzeciwko siedziała brunetka, która handlowała obrazami, bacznie przyglądając się Annabel. Na twarzy blondynki pojawiły się małe krople potu, a zimno i gorąc na zmianę wypełniały i mieszały się w jej organizmie.
-Przepraszam...–brunetka podeszła do Ann.–Czy wszystko w porządku?
-Wsz... Wszystko jest świetnie–wyszeptała blondynka, trzęsąc się i patrząc ku górze z zamkniętymi oczami.
-Nie wyglądasz dobrze. Mam na imię Mia, a ty?–dziewczyna nie była obojętne wobec innych ludzi i nie miała zamiaru tego tak zostawić.
-Ann. Annabel–wydukała, patrząc na nią obojętnym wzrokiem.
-Annabel, co mogę dla ciebie zrobić? Jak mogę ci pomóc?–brunetka chwyciła Ann za rękę, starając się uspokoić stan w jakim się znajdowała.
-Mnie nie da się już pomóc.
Z uzależnieniem nie wygrasz. Ono zawsze będzie silniejsze do ciebie.




Przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno, ale w roku szkolnym nie jest możliwe regularne dodawanie rozdziałów. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Odpowiedziałyśmy też na pytania, które dostałyśmy poprzez nominację do Liebster Award(klik), wszystko jest w zakładkach na górze :) Czekamy na Wasze komentarze i szczere opinie :) W razie pytań zapraszamy do zakładki 'Autorki' , bądź komentarzy. Całujemy :) - Annabel i Mia